Krótko o pisaninie, kawie na dworcu i liczeniu do siedmiu

By | 20:08 9 comments
    Siedzę na Dworcu Głównym w Toruniu, do pociągu przeszło godzina czasu, a w ręku powiększony kubek z kawą. Na kolanach leży książka przeczytana do połowy i lizak w kształcie serca. Łączę się z wi-fi i sprawdzam nowe wiadomości zewsząd. Ostatnie o czym myślę to ten post.

    Obok mnie siada dziewczyna z koleżanką, której mówi o milionie pomysłów na kolejne wpisy na blogu. Ja ich nie mam, nie mam 10 tekstów do przodu, które mogę dodawać, kiedy nie mam weny. Uważam, że to nie jest autentyczne. Mówi o tym gdzie i jak musi promować bloga, żeby dotrzeć do większej liczby odbiorców. Ja tego nie robię, poniekąd wstydzę się swoich myśli, które krążą gdzieś w internecie. Wstydzę się każdego słowa tutaj. Dziewczyna otwiera bloggera, bo ma jeszcze 45 minut do pociągu i zaczyna tworzyć post. Ja tego nie robię, bo myślę, że wyjęcie ręki z rękawiczek groziłoby straceniem w niej czucia.

   Więc czego ja właściwie tutaj szukam? 

    Zapełnienia czasu. Niezapisywania urywek tekstu w Wordzie i zapominania o nich po tygodniu. Ludzi, którzy mogą się poniekąd utożsamiać z tym co piszę. Ludzi, którzy będą dla mnie inspiracją. Jeśli nie atakowałaby mnie z każdej strony chęć pisania, nie dodawałabym do siebie słów bez sensu. Jeśli czułabym, że to ostatnie do czego się nadaje, nie zabierałabym się za to. Chcę inspirować ludzi. Chcę żeby ktoś kiedyś na mnie spojrzał i powiedział "dzięki Tobie się nie poddałem". Ale...

    Nie rób tego. Kilkadziesiąt słów na dzień. Inaczej nie można. Jeśli nie wyrywają się z Ciebie same, nie rób tego. Dopóki nie będą na przekór wszystkiemu wychodzić z Twoich ust, rąk, umysłu, serca, cholera jasna, nie rób tego. Dopóki nie będziesz czuł, że robisz to dla siebie, a dla kasy, sławy, kobiety w łóżku, nie rób tego. Jeśli siedzisz przed monitorem czy kartką i ona po trzech godzinach nadal jest pusta, nie rób tego. Jeśli mdli Cię, skręca, masz spazmy, niedobrze Ci, mdlejesz, odczuwasz niechęć przed pisaniem, nie rób tego. Jeśli chcesz pisać jak ktoś inny, kogo podziwiasz, szanujesz, lubisz, kochasz, nienawidzisz, nie rób tego. Jeśli najpierw każde zdanie pokazujesz chłopakowi, dziewczynie, kochance, mężowi, koleżance, sąsiadce z naprzeciwka - to nie Twój czas.
Kiedy naprawdę przyjdzie pora, to będzie Cię paliło od środka, kręciło w wnętrznościach, będzie Cię budziło w nocy, powtarzało w głowie, krzyczało do ucha, kopało w piszczel i poważnym tonem mówiło - zabierz się za to. Jeśli naprawdę przyjdzie pora - będziesz wiedzieć. Teraz, nie bądź jak tony pisarzy samozwańców, nudnych do bólu, wypranych z emocji, pretensjonalnych, używających podniosłych słów do opisana kanapki z dżemem, uwielbiającym siebie i każdy postawiony przecinek. Nie wypełniaj bibliotek swoją niewyraźną bazgraniną, z której i tak nic nie wynika. Bądź jakiś. Bądź neurotyczny, kochający, cierpiący, odczuwający, empatyczny, bądź cholerykiem, używaj wulgaryzmów, wygrzeb z zakątków duszy, to co rozrywa Cię od środka i nie daje spokoju. Podziel się tym z innymi. Ale nie wcześniej niż nadejdzie pora.

    Drżą mi ręce za każdym razem, kiedy klikam "opublikuj". Robię sobie dzbanek herbaty zawsze zanim klikam "napisz post". Zamykam oczy i otwieram je po 7 sekundach po kliknięciu "podgląd". Pisanie i dzielenie się tym,co chodzi Ci po głowie to forma jednego z najbliższych kontaktów międzyludzkich. Obnażasz swoje słabości, lęki, pragnienia, nadzieje i masę innych rzeczy z często bliżej niezidentyfikowanym odbiorcą. Jeśli jeszcze nie pora - zapnij guziki koszuli.

***

Naciągam czapkę na uszy i chowam książkę do torebki. Ołówek, którym robię w niej notatki spada na brudną podłogę. Nigdy go już nie zobaczę, a nie zdążyłam się pożegnać. Sprawdzam autobusy w moim mieście, żeby wiedzieć na jakiej stacji wysiąść i zakładam słuchawki. Zgniatam kubek, który trzymam w ręku i myślę, że lubię słowa. Peron pierwszy. Godzina 19:14. Minusowa temperatura na zewnątrz. W koszu kubek z napisem enjoy


A Ty, myślisz, że nadszedł już Twój czas?

Nowszy post Starszy post Strona główna

9 komentarzy:

  1. Jesteś niesamowita i ten styl pisania aż zachęca by jak ulubioną książką się delektować!

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz takie lekkie pióro..
    Doskonale Cię rozumiem, bo od dawna prowadzę bloga. Co prawda ma on tematykę kulturalną, recenzuję książki i filmy, publikuję premierowe piosenki, ale zawsze gdzieś tam dzielę się częścią siebie i tym, co mnie interesuje. Gdy w głowie pojawia się pomysł na post, zawsze sto razy zastanawiam się, czy on cokolwiek może wnieść do życia czytelnika, zainspirować. Piszesz o byciu "jakimś"- o to w Twoim przypadku nie musisz się martwić! :)
    W wolnej chwili zapraszam do siebie na http://w-swiecie-kultury.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak miłe słowa, na pewno zajrzę! Właśnie skończyłam czytać książkę, wiec pewnie też niedługo się coś o niej pojawi :)

      Usuń
  3. Przyzna szczerze - mile mnie ten blog zaskoczył. Spodziewałem się jakichś głębokich przemyśleń o czymś kompletnie oczywistym. A tutaj dostałem całkiem przyjemny tekst, ba, chętnie nawet przeczytałbym książkę napisaną w takim stylu.
    Co nie znaczy, że ze wszystkim się zgadzam. Czasem TRZEBA coś naskrobać. Cokolwiek. Krótką notkę, kilka set słów opowiadania, które nigdy nie powstanie, czy chociażby opisać to, co siedzi ci w głowię. Po co? Żeby się rozpisać. Żeby rozpisać swój mózg. Bo pisanie po jakiejś przerwie jest jak powrót na siłownię - nie od razu zarobisz biceps 20 kilogramowym ciężarem, nie od razu napiszesz epopeje. Dlatego trzeba powoli, delikatnie, powracać do nawyków - bo wena jest przereklamowana. Fakt, dzięki niej jest dużo lżej i, chociażby u mnie, dużo lepiej, ale nie ma jej 24/7, czasem robi sobie wolne. A pisać trzeba.
    Niemniej - na bloga jeszcze na pewno zajrzę. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że trzeba, ale wtedy można to zachować dla siebie, a nie dodawać. Nie lubię pisać z przymusu, tylko po to, żeby coś z siebie wydusić. Mi źle się pisze, a czytelnikowi źle się czyta. Im więcej piszesz, tym bardziej wyrabiasz warsztat, a co za tym idzie swój własny styl. Chciałabym żeby ktoś kiedyś spojrzał na urywek tekstu i powiedział "o, ten jest w jej tylu, mogła to napisać" i rzeczywiście tak będzie.

      Usuń
    2. Z drugiej strony pisząc, wyrabiamy sobie pewne przyzwyczajenie: i kto wie, czy po jakimś czasie pisania z "przymusu", nie będziemy pisać takich samych tekstów jak z weną. Bo, nie oszukujmy się, wena to szmata i nigdy jej nie ma, gdy potrzebna.

      Usuń
  4. Piękny styl pisania! Nie potrafię pisać, jeżeli nie mam weny. Jeśli nie czuję, że to ten czas, kiedy słowa same wypływają z mojego serca i układają się w głowie to odpuszczam. Czekam na tę odpowiednią chwilę i wtedy działam. Najgorzej jednak, kiedy wena pojawia się w momencie, gdy nie mam możliwości spisania swoich myśli na kartkę, albo lenistwo mnie pokonuje. A potem wyrzuty sumienia, że zmarnowałam ten mój czas, o którym piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie znowu jest tak. Potrafię miesiąc, dwa nie mieć weny i przychodzi 1 dzień i mam pomysł na 10 wpisów. Ot tak po prostu się pojawiają i piszę, piszę i piszę. Na szczęście jest to bardzo rzadko.

    Ogólnie to uwielbiam prowadzić dzienniki z pomysłami na wpisy. Zapisywać, notować. Jestem osobą zapominalską i może być tak, że pomyślę: to będzie wpis, który chcę zrobić, a 2 godziny później już nie pamiętam. No co ja zrobię :D

    Myślę, że trzeba naleźć złoty środek w pisaniu. Żyć w zgodzie z samym sobą. Bo fakt pisanie na wzór innych nie jest dobrym rozwiązaniem. Może na krótką metę pomoże w zyskaniu pustych obserwacji, ale patrząc długoterminowo to zwiastun klapy.

    Jak się rozpisałam. Nawet nie wiem jak to podsumować. Może tak: piszmy zgodnie z sobą i żyjmy zgodnie z naszym sumieniem? A co! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie znam tą odrobinę wstydu za to co się napisało. Mam wrażenie, że u mnie to wynika raczej z braku pewności siebie niż faktycznego wstydu za twór własny ;)

    OdpowiedzUsuń