kaseta VHS niech będzie dowodem

By | 19:00 2 comments
               
Tekst został napisany w ramach zakwalifikowania się na warsztaty pisarskie "PiszMy". 


***


                        Imię mam ni to brzydkie, ni to ładne. Raz przejmujące grozą, czy wywołujące szklaną taflę na powierzchni oka, innym wprowadzające w śmiech lub u odważniejszych nawet lekceważący półuśmiech. Jak to mówią, ten się śmieje, kto robi to ostatni. Raczej się o mnie nie wspomina. Nie wypada. Przychodzę niespodziewanie, zawsze za wcześnie, nigdy w porę. Nie mam zbyt wielu przyjaciół, mimo tego, że niektórych ciągnie do mnie wcześniej niż to sobie na początku zaplanowałam. Raczej nie zobaczysz mnie w jasnych kolorach, ukrywam się w swoim bezpiecznym cieniu. Pojawię się, kiedy oczy zajdą ci mgłą, puls przyspieszy, serce straci rytm, a oddech będziesz łapać po raz ostatni.
                Moim najnowszym trofeum jest pan A. Dane nie są istotnie i nic nie zmieniają. Całe życie staracie się udowodnić, że jesteście czymś więcej niż numerem pesel i znaczycie więcej niż liczba cyfr na waszym koncie. Powiem wam teraz coś, co pewnie przygnębi znaczną część mojej publiczności. Na końcu sali słuchają mnie dwie osoby. Po następnym zdaniu zostanę wygwizdana przez większość. Mnie i tak nie obchodzą te wasze, pożal się Boże, starania. Nie mają dla mnie znaczenia. Jedno wiem na pewno: spotkam się z wami wszystkimi. Prędzej czy później. Dopadnę was nawet na końcu świata. W każdym jego zakamarku. Z jednej prostej przyczyny – cały czas mam na was oko, trzymam rękę na pulsie, a wy możecie poczuć mój zimny oddech na karku. Zwykle się tak nie rozdrabniam. Działam szybko i precyzyjnie. Żeby nie rzucać słów na wiatr, panie A., krótko teraz pana przedstawimy. Pan spojrzy na mnie jeszcze raz, bardzo proszę, i słucha uważnie, Sędzia obok też. Jeśli chodzi o wygląd to nic nadzwyczajnego. Wysoki zielonooki brunet. Dobrze wykształcony mimo problemów w domu od kiedy skończył 6 lat. Mniejsza o nie. Zarobki przekraczające czasem nawet  20 tysięcy miesięcznie. Plus minus. Trzydzieści pięć lat, cztery miesiące i jedenaście dni. Tak sobie wybrałam. Kaprys. Zostawił dwudziestoośmioletnią żonę i sześcioletniego synka. Powiecie, że jestem okrutna. Nawet zbytnio bym nie protestowała, gdybym nie miała w zanadrzu pewnej historii z poprzedniej soboty, gdzie wyklarowały się uczucia do A. jego pierworodnego. Możecie się domyślać, że niezbyt dobre. Ich relacje były raczej poprawne, na pewno nie czułe. Moknąc na skrzyżowaniu jednej z bardziej ruchliwych ulic miasta i trzymając matkę za rękę starał się przypomnieć sobie ostatnie chwile, które spędził z ojcem. Bo widzicie, najbardziej intrygują mnie dzieci. Dziecko pamięta i pamiętać będzie aż do naszego spotkania, podniesiony głos podczas najlepszej zabawy, kiedy przeskakiwał lawę, której wy nawet nie staracie się zauważyć, bo macie ważniejszy telefon na drugiej linii. Także to, że wróciłeś się, żeby zabrać teczkę z ważnymi dokumentami do pracy, a nie żeby pocałować je w czoło. Zapamięta surowe spojrzenie na szkolnych jasełkach podczas najradośniejszego okresu w roku, gdy zająknie się podczas recytowanego wiersza, a w pierwszym rzędzie będą siedzieć same twoje najlepsze koleżanki. I twoją niewiarę za każdym następnym razem. Przypomną mu się zielone warzywa wpychane do buzi, kiedy wolało myśleć tylko o niebieskich migdałach. I całą Twoją przesadną obecność, gdy chciało samemu nabrać wiatr w skrzydła. I wreszcie, zapamięta jej brak – niepodaną w porę dłoń, nieugłaskane włosy przed balem, niewytulone ramiona przed objęciem nimi całego świata. I możesz być cholernie pewien, że zapamięta niekochane serce, jego nieposklejane kawałki, nieułożone prawidłowo przed całym tym dorosłym życiem z niezapłaconym czynszem i tanim winem w szafce przy łóżku. Rzeczy martwe nie wypełnią pustki. Nowy penthouse w samym sercu miasta nie pozwoli zapomnieć o tym, że nie może nazwać miejsca do którego co dzień wraca domem. Więc stojąc tak w deszczu i myśląc o tobie A., twój syn poczuł ulgę. Nie szczęście czy smutek, a mniejszą presję. Skoro ty go nie kochałeś, to czemu mieliby to robić inni. Już nie musi się tak starać. Heroiczna walka w jego głowie skończona. Zapytasz pewnie co z żoną. Wylewając rzewnie potok łez na pogrzebie poczuła w przedniej kieszeni spodni wibracje telefonu. Stojąc na przejściu odpisywała twierdząco na pytanie waszego sąsiada z piętra niżej, czy umówi się z nim skoro nie stanowisz już problemu. Fałszywość? Ostatnio coraz częściej norma.
                Ale mniejsza z drobnostkami. Zajmijmy się osobami na których naprawdę ci zależało -  szefem, któremu robiłeś raporty godzinę wcześniej niż o nie prosił, bo lubiłeś zazdrosny wzrok kolegów, gdy ten ściskał ci rękę. Kolegą z pracy, z którym co piątek chodziłeś do pubu na mecz i trzy piwa, wygwizdując nie tylko nieudane strzały do bramki, ale też dziewczyny przechodzące obok baru. A jeśli już o dziewczynach mowa, to może wspomnimy o twojej asystentce, z którą łączyły cię nie do końca jasne dla mnie relacje. Wiesz, że oni nie przyszli, prawda? Ale nie martw się na zapas, omówimy sobie każdego po kolei. Jego reakcje, uczucia i myśli związane z twoim odejściem. Dowiesz się czy ludzie płakali z bólu, czy ze szczęścia. Zaciskali pięści z bezsilności, czy satysfakcji. Przygryzali wargę, żeby zatamować kolejny potok łez, czy ukryć uśmiech. Powiem ci A., komu naprawdę zależało, a kto tylko mistrzowsko udawał. Kto wyciągnął do ciebie rękę, a Ty połamałeś mu palce. Kto w zamian za to z dziką satysfakcją, rozszerzonymi źrenicami i błyskiem w oku wbił ci nóż w brzuch. Rozgość się. Witam cię w Piekle.


Nowszy post Starszy post Strona główna

2 komentarze: